Kiedy powiesz sobie dość…

… a ja wiem, że to już niedługo.

Dziś miał być poruszony inny temat, ale w komentarzach do poprzedniego wpisu pojawił się komentarz, który nie dawał mi spać, więc zmieniłam kolejność. Do tej pory zajęliśmy się zdefiniowaniem depresji, podaniem przykładów, które mogłyby pomóc zrozumieć jej istotę osobom, które nigdy nie miały z nią styczności. Więc o czym dzisiaj?

Dziś o superbohaterach. Osobach, które może są nawet mniej niewidoczne od osób cierpiących na depresję. O ludziach, którzy po prostu – są wspaniali, a tak często niedoceniani.

Z ankiety przeprowadzonej przez nas na początku projektu, w której udział wzięło prawie 600 osób, wynika, że tylko 30% osób cierpiących na depresję podjęło się próby leczenia u specjalisty. Nie jest to więc nawet 1/3 , co oznacza, że ogromna liczba osób tego nie zrobiła. Czemu? Bo honor nie pozwalał, bo nie chcieli, żeby ktokolwiek o tym wiedział, wstyd, brak pieniędzy, strach, przeświadczenie, że sami sobie poradzą czy nie do końca wiedzieli czy ich objawy kwalifikują się do tak poważnej choroby. Pytanie jakie sobie teraz zadamy brzmi – kto ich wtedy wspierał i z kim mogli porozmawiać? A odpowiedź nasuwa się sama…

Z tymi o których dziś mowa. Z najbliższymi przyjaciółmi, może dziewczyną czy chłopakiem lub osobą, do której po prostu mieli zaufanie. Zwierzali się jej ze swoich problemów, pytali o radę, prosili o pomoc. A ona zawsze była na nią gotowa, odpowiadała ciepłym uśmiechem i pomocną ręką, była gotowa wyjść i pomóc niezależnie od pory, a telefon nigdy nie był wyciszony w razie nadchodzącego połączenia. Osoba, które całe swoje życie podporządkowała i nastawiła na pomoc drugiemu człowiekowi. Która była przy nim w najtrudniejszych chwilach, w momentach największego załamania, widząc go we wszystkich możliwych stanach. A mimo to nadal dzielnie trwająca na swoim posterunku.

I mimo, że superbohaterowie nie nastawiali się na żadne korzyści, co dostali w zamian?

Kolejny nieodebrany telefon po dwuznacznej wiadomości. Wiadomość wysłaną o 3 nad ranem, na którą się nie obudziła i wyrzuty sumienia od samego rana. Dni ciszy, w których najgłośniej rozgrywała się bitwa w jej głowie – kiedy się odezwie, czy wszystko jest w porządku, co się teraz może dziać. Wyrzuty za pomoc, czasami nawet agresję. Po czasie sama stała się nerwowa i rozchwiana, przytłaczała ją bezsilność wynikająca z sytuacji, która rozgrywała się na jej oczach, a której mimo wszelkich starań, nie mogła zaradzić.

I co dalej?

Po wielu miesiącach nieustannej walki o kogoś, niestety, trzeba wywiesić białą flagę. Czasami nawet superbohaterowie muszą odpuścić. Zająć się sobą i swoimi sprawami, uświadomić sobie, że nie jesteśmy odpowiedzialni za czyny drugiej osoby, tylko za swoje. My zrobiliśmy już swoją działkę, daliśmy z siebie więcej niż ktokolwiek mógłby wymagać, okazaliśmy się być tak silni, jak nigdy nikt nas o to nie podejrzewał. Ale nie można przez całe życie nieść jeszcze jednego na barkach. I tu pojawia się moment, kiedy przyjacielska rozmowa nie wystarczy – o problemie musi być zawiadomiony specjalista, a osoba chora musi zdecydować się na terapię. Nie mając odpowiedniego wykształcenia i ledwo kilkanaście wiosen na karku, możesz dodać otuchy, pomóc w cięższych sytuacjach w szkole, czy przegadać kłótnię z koleżanką – ale na większe problemy nie masz wpływu. I nie musisz się na wszystkim znać. Pękłaby Ci głowa, a póki co pęka serce. Dlatego w pewnym momencie, mimo że bardzo nie chcesz, mimo że Twoje serce pęka na jeszcze kilka drobniejszych kawałków, musisz dać spokój. Zrobiłeś swoje, a nawet więcej. Wygrałeś bitwę. Nie dopuściłeś przez cały ten czas, aby komuś stała się ogromna krzywda, ale teraz to zadanie musi przejąć ktoś, kto jest lepiej uzbrojony niż Ty. To on musi wygrać walkę. Inaczej Ty też zginiesz na tym pobojowisku.

Ja uczyłam się odpuścić prawie 4 lata. Odpuścić kogoś na kim cholernie mi zależało, ale w pewnym momencie bardziej musiało mi zależeć na mnie i na moim zdrowiu. Bo byłam na skraju wycieńczenia i cholernej bezsilności, bo przecież chciałam dobrze, a zawsze wychodziło tak samo. Depresja jest ciężką chorobą, ale też bardzo samolubną, chce mieć chorego tylko dla siebie. Z kim się zadajesz, tym się stajesz – chory później także chce mieć Cię tylko dla siebie, bez względu na wszystko, zawsze z otwartymi ramionami. Kiedy zaczynają się pojawiać w Twojej głowie pierwsze myśli, że robisz tak dużo, a to nadal nie pomaga i nie widać poprawy, porozmawiaj z osobą chorą lub jego bliskimi o terapii, która jest mu niezbędna.

Odpuszczanie nie dotyczy tylko osób chorych, ale także wszystkich przez których czujesz się niewystarczająca. Mogą one sprawić, że sama zaczniesz mieć problemy z własną wartością, chyba, że w odpowiednim momencie, powiesz stanowcze nie. Masz do tego prawo. Pamiętaj.

Do następnego wtorku, trzymajcie się superbohatorwie.

 

15 thoughts on “Kiedy powiesz sobie dość…

  1. „Opiekun wtedy jest spolegliwy, kiedy można słusznie zaufać jego opiece, że nie zawiedzie, że zrobi wszystko, co do niego należy, że dotrzyma placu w niebezpieczeństwie i w ogóle będzie pewnym oparciem w trudnych okolicznościach”
    Według Tadeusza Kotarbińskiego to taki dla mnie wzór ideału… ale wiemy jak to z ideałami jest.
    Dobry wpis, pozdrawiam

  2. Pierwsza zasada ratownika – najpierw zadbaj o swoje bezpieczeństwo, a potem przystępuj do czynności ratunkowych. I tę zasadę trzeba stosować również wobec osób z depresją…

  3. Mądre słowa, ja pracuję z ludźmi w depresji lub krótko po „niby wyleczeniu” i widze jak bardzo mnie to osłabia psychicznie i fizycznie. Musiałam iśc do bioterapeuty żeby zacząć zarzadzać energią. Czasem jednak odpuszczam, bo nie dosyć, że nie pomoge to zaszkodzę sobie i rodzinie, a także nie pomoge innym.

  4. Byłam kiedyś w podobnej sytuacji. Biłam się długo z myślami co robić. Chciałam pomóc, ale nie miałam najmniejszej możliwości. Każda pomoc była odrzucana, czasem pewnie nawet nieświadomie. Po wielu latach prób, cała sytuacja odbiła się również na mnie. Zrozumiałam w końcu, że ja nie mam takiej mocy by coś zmienić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.