Patrz na ludzi z góry…
Jakoś w tamte wakacje, podczas gdy biegałam sobie spokojnie na bieżni (no może nie tak do końca spokojnie), zaczął dzwonić mi telefon. Pierwszy, drugi i kolejne sygnały. Kątem oka spojrzałam na wyświetlacz. Został jeszcze tylko niecały kilometr, więc postanowiłam, że oddzwonię, kiedy skończę. Noga podążała leniwie za drugą, kiedy po chwili muzyka dobiegająca ze słuchawek, znowu została przerwana dzwonkiem nadchodzącego połączenia od tej samej osoby. Miałam wtedy takiego kolegę, całkiem sporo już się znaliśmy, ale w tamtym czasie nie za bardzo ze sobą rozmawialiśmy, dlatego dziwiło mnie, że tak się dobija. I tylko przez to zdziwienie, na całe szczęście, odebrałam. Bo chociaż nadal mało ze sobą rozmawiamy, moglibyśmy nie rozmawiać teraz wcale. Dzwonił do mnie już dobrze podpity i po jakiś 30 różnych tabletkach, ledwo składając spójnie sylaby pojedynczych słów. Jeszcze nigdy tak szybko nie biegłam.
Kiedy już udało mi się wyciągnąć z niego, gdzie dokładnie jest, zadzwoniłam najpierw na pogotowie, później do jego mamy, a na koniec do kolegi, który mieszkał najbliżej tego miejsca i był w stanie dotrzeć tam szybciej niż ja. Na szczęście, kiedy już tam dobiegłam, ten chłopak go znalazł, chwilę później przyjechała karetka, a zaraz później jego mama. Koniec końców wszystko skończyło się dobrze, a od samego wydarzenia minął już przeszło rok.
Tylko że kiedy o tym piszę, nadal czuję ten paraliżujący strach po usłyszeniu „to będzie nasza ostatnia rozmowa”. Uginające nogi przy „właśnie próbuje się zabić”. Pustkę w głowie po usłyszeniu „nie dzwoń do mojej mamy”. Od tego czasu układałam w głowie milion scenariuszy, co by się stało, gdybym jednak nie odebrała. Albo, gdybym nie zadzwoniła na pogotowie czy do jego rodziców, bo uznałabym, że po pierwsze prosi, a po drugie dam sobie radę sama. I gdybym tak zrobiła, co by się stało, gdybym jednak nie zdążyła. Gdyby pogotowie nie dotarło na czas. Gdyby śmierć była szybsza.
…tylko kiedy podajesz im dłoń
Pewnie zastanawiacie się, czemu dzwonił akurat do mnie, skoro raczej nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Ja już to przerobiłam, a odpowiedź jest chyba najprostszą z możliwych – bo wiedział, że nie posłucham jego prośby i jakoś zareaguje. Nie wyobrażam sobie, ile trzeba mieć odwagi
i samozaparcia, żeby do końca i bez żadnych wątpliwości chcieć ze sobą skończyć, nie dając wcześniej żadnych sygnałów.
Statystyki pokazują, że cztery na pięć osób zamierzających targnąć się na swoje życie, wysyła wcześniej sygnały, na które musimy być szczególnie wyczuleni. Jak to się ma do nastolatków? Opuszczają się oni w nauce, odsuwają od znajomych, mają zmienny nastrój, a często dochodzi też do samookaleczania. Z pozoru to też proste, tak często przecież słyszane przez nas słowa, „chcę zniknąć”, „jest mi źle na tym świecie”, „jestem nikomu niepotrzebny” czy „nic już nie ma sensu”. Jeśli zauważysz niepokojące sygnały, to reaguj. Postaraj się porozmawiać, podać rękę, a jeśli to konieczne powiedzieć dorosłemu, który może zainterweniować. Twój przyjaciel może się za to wściec, ale pamiętaj, że lepszy wściekły przyjaciel, niż martwy.
Liczba samobójstw młodych ludzi do 24 roku życia to około 500-600 przypadków rocznie. Prób samobójczych jest natomiast o wiele więcej, a część z nich nie jest nawet nigdzie zgłaszana. Problem istnieje i nie możemy przymykać oczu, udając, że zniknie, kiedy nie będziemy go widzieć. On nadal tam będzie, a po ich otworzeniu, jedyne czego możemy już nie dostrzec, to druga osoba.
Bardzo ciężki i mam wrażenie, że dalej pomijany temat. Mimo, że coraz więcej ludzi cierpi na depresję to się o tym zupełne nie mówi. A jak się mówi to chyba jednak wciąż za mało…
Ważny temat. O którym trzeba głośno mówić/pisać i nie poprzestawać, tylko ciągle przypominać i uświadamiać.
Co musi się stać w życiu człowieka, żeby próbować się zabić? Miałam kiedyś kolegę z pracy, bardzo sympatyczny chłopak. Ożenił się po wielu latach związku ze swoją dziewczyną, znali się od gimnazjum. Highschool sweethearts. Pobrali się, urodziła im się córeczka, zaadoptowali pieska, a po dwóch latach on się powiesił…
Najgorsze jest to, że czasami takie osoby cały czas są obok nas, a my w życiu nie pomyślelibyśmy, że może dziać się coś złego. Trzeba być naprawdę szczególnie wyczulonym na najdrobniejsze znaki.
ostatnie wołanie o pomoc, dobrze że nie zlekceważyłaś….
Ciekawie napisane.
Wybrałaś bardzo trudny temat do poruszenia, o którym nie mówi się zbyt często. To się chwali. Nigdy nie byłem w sytuacji podobnej do twojej i nie wiem, jakby zareagował, chociaż zawsze powtarzam moim znajomy, że jak potrzebują kogoś do rozmowy, niezależnie od tematu, to jestem dla nich wolny o każdej porze dnia i nocy. Mam tylko cichą nadzieję, że oni dla mnie też.
A szkoda, że nie mówi się często, mogłoby to uświadomić więcej ludzi, a może nawet ich uratować. Dobrze, że oni mają kogoś takiego, jestem pewna, że w razie potrzeby też mógłbyś się do nich zwrócić 🙂
Szkoda, że jeszcze tak mało się pisze i mówi na tak ważny temat … . Świetny blog i świetny wpis! Brawo!
Dziękujemy bardzo i zapraszamy na następne wpisy co wtorek 🙂
Ciekawy blog, ważne tematy, dziękuję.
Ciekawy artykuł, mam nadzieję, że osoba, która do Ciebie wtedy zadzwoniła jest Ci wdzięczna i nie obwinia Cię, że żyje. Kiedyś chciałam pomóc osobie, która miała wiele problemów ze sobą, a ja nie chciałam być tą kolejną osobą, która odrzuca drugiego człowieka, jednak ta osoba miała tak negatywny wpływ na moje życie, że nie dało się inaczej. Warto zawsze widzieć człowieka i jak napisałaś rozumieć sygnały, które ci ludzie wysyłają, ale trzeba też mieć pewność, że nie wpływa to destrukcyjnie na nas samych.
Jest wdzięczna, co nie zmienia faktu, że znam osobę, która mimo moich najszczerszych chęci miała na mnie destrukcyjny wpływ i nieważne jak bardzo bym się starała – potrzebowała pomocy specjalisty. Dużo mnie kosztowało, żeby odpuścić sobie tę osobę i pomoc dla niej, ale nie miałam innego wyjścia i tak nie dałabym rady. Poruszyłaś bardzo ważną kwestię, za co dziękuję.
Super blog 🙂
Tylko nie zawsze takie sygnały, jak telefon, do nas docierają. Czasami te sygnały są dużo subtelniejsze, jak te, o których piszesz przy nastolatkach. Ludzie, zanim podejmą próbę samobójczą przez jakiś czas próbują zwrócić na siebie uwagę, ale otoczenie tego wołania o pomoc często nie zauważa.
Bardzo dobrze, że ten tekst opublikowałaś.
Niezwykle poruszająca historia. Sama nie wiem, jak zareagowałabym w takich okolicznościach. Mam nadzieję, że nie brakłoby mi odwagi, aby działać…
Cieszę się, że poruszasz takie tematy, przedstawiasz statystyki, podpowiadasz jak działać. To bardzo cenne!
Nie chodzi nawet o odwagę, trzeba po prostu zachować jako taki spokój. Wezwanie karetki jest KONIECZNE w przypadku zagrożenia życia.
2 znane mi osoby popełniły samobójstwo. Żadnej z nich bym o to nie podejrzewała…
Czasami największe tragedie dzieją się w czterech ścianach.
Bardzo ważny temat. Trzeba odpowiednio reagować w takich ciężkich sytuacjach.
Straszna historia. Samobójstwa zdarzają sie niestety coraz czesciej. Ale podziwiam Cię za odwagę i za to ze byłaś opanowana i zdrowo myśląca w obecnej sytuacji. Dałaś do myślenia !
Tak naprawdę ciężko przewidzieć, jak ktoś by się zachował, ale pamiętajmy o najważniejszym – zadzwonić po pomoc!
Bardzo trudny temat, ciekawie opisany.
trudny i jakże ważny temat.
Trudny temat, ważna akcja – kibicuję 🙂
Dziękuję w imieniu całego zespołu 🙂
Również nigdy nie chciałabym znaleźć się w takim położeniu i nie mam pojęcia co bym zrobiła jakby ktoś z moich bliskich podjął by taką próbę. Najważniejsze, że nic się nie stało dla twojego znajomego i jak mało trzeba, żeby doszło do nieszczęścia.
Z drugiej strony, jak mało czasem potrzeba, żeby do tego nieszczęścia nie doszło.
ciżęki temat
Temat straszny i temat, o którym tak na prawdę niewiele się mówi. Podejrzewam, że taki akt desperacji jest często poprzedzony wielomiesięcznym cierpieniem, często osamotnieniem. Trzeba patrzeć dalej niż swój czubek nosa, a może wówczas uda się ocalić coś lub kogoś…
Zdecydowanie za mało się o tym mówi. A nawet jeśli to ze wstydem i obawą. A różne sytuacje pokazują, że trzeba się uważnie rozglądać.
nigdy nie cchiałabym znależć się w takim położeniu.. sama myśl mnie przeraża.. i zupełnie nie wiem, jak bym się zachowała…
Najważniejsze to zareagować, ale nikomu nie życzę podobnych doświadczeń.